Strony

czwartek, 25 sierpnia 2016

Epilog

Serce Justin'a zostało złamane, gdy zmarła jego siostra.
Teraz zostało złamane poraz drugi.

Od kiedy Lily się obudziła Justin przestał przychodzić osobiście do niej. Bywał co drugi dzień by tylko się dowiedzieć, że wszystko z nią w porządku. Wszyscy mu współczuli i to go najbardziej denerwowało. Przecież tym nie pomagali.
Ona odwiedziła trzy dni później grób Nathana na jego rocznicę, tak jak chciała. Nie zabronili jej. Pojechała z mamą i opłakiwała po cichu byłego. Tak dużo czasu minęło od tamtego czasu.
Od tamtego dnia przecież wszystko się zaczęło.

Okazało się, że Lily doznała lekkich zaników pamięci. Wskazywało na to, że pamietała wszystko co się działo, tylko nie Justin'a. Zapomniała wszystkich chwil, które razem spędzili i zapomniała o tym, że to on jej pomógł. Myślała, że wszystkiego dokonała sama. Każdy chciał powiedzieć jej prawdę, ale chłopak zabronił.

- Tak będzie lepiej.- powiedział do Kate stojąc na dachu i patrząc na Nowy Jork.
- Dlaczego nie chcesz chociaż spróbować?- zapytała zrozpaczona błaganiami kobieta.
- Za dużo przeszła. Nie chce dawać jej nowych problemów. Teraz może zacząć nowe życie.- stwierdził nawet na nią nie patrząc.
- Tego chcesz, naprawdę?- zapytała ponownie.
- Nie chce, ale wiem, że chce jej dobra. Poza tym ona wyjeżdża na uczelnie. Niech zacznie żyć normalnie. I tak wtedy nasze stosunki chcąc niechcący by się zmieniły.- podsumował.
- O czym mówisz?- przyjrzała się jemu dokładnie
Chłopak wziął głęboki oddech.
- Wyjeżdżam, idę na studia. Już wysłałem papiery, zaczynam za dwa tygodnie.- zerknął na nią katem oka.
- Jezu Justin, jestem pod wrażeniem.- kobieta była zaskoczona wyznaniem chłopaka. Cieszyła się z tego.
- Mama jest przeszczęśliwa, tata tam samo. Sam się nawet cieszę, wrócę do hokeja.- lekko się uśmiechnął.
- Czyli nie jedziesz na Yale.- powiedziała to bardziej do siebie niż do niego.
- Tak, nie mógłbym patrzeć na nią codziennie i wiedzieć, że coś nas łączyło a ona tego nie pamięta.- kopnął niewidzialny kamyk.
- Może tak musiało być.- wyznała w końcu rozumiejąc.
- Może- wzruszył ramionami.- Nic się nie dzieje bez przyczyny.

Lily nie przejęła się tym, że była w śpiączce tak jak każdy przypuszczał. Było jej cieżko tylko pierwsze dni, ale jej stan był wręcz rewelacyjny. Uśmiech gościł na jej twarzy, a wyniki były lepsze niż kiedykolwiek.

- Lily prosiła bym ci to przekazała.- Kate wyciągnęła z kieszeni kopertę i podała mu go.- Powiedziała, że mam ci to dać, gdy wyjdzie ze szpitala. Myśle, że nadszedł ten czas.- spuściła wzrok.
- Przeczytam, obiecuje.- schował list.- A ty proszę przekaż jej to.- wyciągnął dziennik i oddał kobiecie.- Już nie jest mi potrzebny.

Kobieta nie odezwała się. Wzięła tylko do ręki to co miała i chciała przekazać dziewczynie. Modliła się do Boga by jeszcze raz przeczytała go od początku. Tam pisała wszystko o  tym jak się poznali z chłopakiem.

Poszedł pożegnać się z załogą. Co jak co, ale przez te jedenaście miesięcy zżył się z nimi. Dojrzał w tym miejscu i dużo się nauczył.
Miał być tutaj tylko trzy miesiące a los chciał inaczej.

- Dziękuje za wszystko.- powiedziała Susan tuląc chłopaka.
- Ja rownież. Pomogłaś mi otworzyć oczy na pewne sprawy.- wyznał a kobieta starła spływające łzy.
- Powodzenia. Zasługujesz na dobre życie.- położyła rękę na jego policzku niczym troszcząca się matka.

Uśmiechał się i posmutniał. Już się więcej tutaj nie pojawi.
Pożegnania są ciężkie.

Ona pakowała swoje ostatnie rzeczy by móc opuścić szpital raz na zawsze po półtora roku. Szczęśliwa nowym rozdziałem w swoim życiu.
On czytał list i jego serce się ściskało. Znów cisnęła mu się łza na oko, ale ją powstrzymał.

"Mój bohaterze!

Postanowiłam napisać do Ciebie ten list, ponieważ nie jestem w stanie powiedzieć Ci ile dla mnie znaczysz i jak bardzo ci dziękuję. Zabrakło by mi dnia i nocy a ja wciąż bym nie skończyła wymieniać jak dobrym człowiekiem jesteś.
Zacznę od tego, że piszę ten list o godzinie 23:04 16 marca 2014 roku. Może będziesz chciał go zatrzymać na lata. Wiesz, że jak bym to zrobiła, ponieważ kocham takie rzeczy i są świetną pamiątką.
Pamiętasz jak zobaczyłeś mnie po raz pierwszy? Ja pamiętam.
Patrzyłeś na mnie jakbyś był zahipnotyzowany. Nie mogłam oderwać od Ciebie wzroku. Poczułam wtedy dziwny impuls. Wiedziałam, że to już coś znaczy.
Bóg mi Cię zesłał. Jesteś moim aniołem stróżem. I możesz się z tego śmiać, ale ja tak właśnie myślę. Bo tacy ludzie nie pojawiają się od tak.
Gdy pierwszy raz od roku wyszłam ze szpitala, bałam się strasznie, ale byłeś ze mną i już się nie bałam.
Dużo rzeczy bałam się zrobić, ale dzięki Tobie się udało i jestem Ci ogromnie wdzięczna.
Burzysz ze mną wszystkie mury.
Pamiętam, gdy mi powiedziałeś pierwszy raz "kocham Cię", to były Twoje urodziny. Obejmowałeś mnie mocno w pasie jakbyś się bał, że ucieknę. Nie zdajesz sobie sprawy jaka byłam wtedy szczęśliwa. Później o tym rozmyślałam i zdałam sobie sprawę, że już dawno Cię kochałam.
Zaintrygowałeś mnie Justin'ie od pierwszego wejrzenia.
Gdy złapałeś moje nadgarstki i powiedziałeś, że mam tego nie robić.
Nie znaliśmy się wtedy w ogóle a Ty już się o mnie martwiłeś. Ufam Ci bezgranicznie. Poszłabym z Tobą na koniec świata z zamkniętymi oczami bo wiem, że byś mnie ochronił.
Sposób w jaki trzymasz moją rękę, w jaki mnie całujesz lub dotykasz doprowadza mnie do szaleństwa! Jesteś taki delikatny dla mnie. Nie boisz się okazać uczuć co w Tobie cenie najbardziej. Pamiętam co powiedziałeś, gdy siedzieliśmy w restauracji i jedliśmy obiad. Oparłeś się o stół, spojrzałeś na mnie i powiedziałeś "nigdy nie sądziłem, że się w Tobie zakocham, ale tak się stało". Rozpływałam się wtedy, patrzyłeś na mnie tak intensywnie.
Albo, gdy leżeliśmy razem na łóżku i zapytałam Ciebie:

- A jeśli okażesz się tylko pięknym snem?
Ty pochyliłeś się do mojego ucha i wyszeptałeś:
- Nie pozwolę Ci się obudzić.

Jesteś romantykiem Justin. Moim romantykiem.
Może i nie jesteśmy zawsze idealni, ale nikt nie jest, prawda?
Chcę Ci podziękować za wszystkie chwilę z Tobą. Za to co zrobiłeś dla mnie przez te trzy miesiące.
Więcej niż jakakolwiek osoba przez całe życie.
Chciałabym Ci dawać tyle samo szczęścia ile Ty dajesz mi.
Chciałabym byś Twoją pierwszą i ostatnią.
Chciałabym być tą, z którą będziesz stał przy ołtarzu.
Chciałabym być tą, z którą będziesz się kłócił, ale zaraz godził. Zasypiał się i budził się obok.
Chce pójść z Tobą na, przeżyć świetne trzy lata razem a nie jak połowa związków się rozstają i znajdują innych.
Nie chce tego. Chce tylko Ciebie Justin.

Do końca.
Na zawsze.
Kocham Cie tak, że to aż boli.

Z całą moją miłością, Twoja Lily.
PS. Dzięki Tobie w końcu opuściłam mury szpitala." (rozdział 41)

Siedział w samochodzie i ostatni raz spojrzał na szpital. Przejechał wzrokiem po oknach piętra jedenastego i wziął głęboki oddech po czym odjechał.

Uświadomił sobie, że nie kochał jej jeszcze nigdy tak bardzo jak właśnie w tej chwili.
Kiedy patrzył jak odchodzi.

***

- Babciu, ale czy to naprawdę koniec tej historii?- zapytała smutna wnuczka.
- Widzisz Nancy, życie płata figle.- westchnęła.- Ale przecież jesteś kowalem własnego losu, prawda?- uśmiechnęła się w stronę wnuczki.

THE END.
________________________________________________________________

I dotarłam do końca.
Mam nadzieje, że to opowiadanie się choć trochę wam podobało i zapamiętacie je w jakiś sposób. Macie jakieś ulubione momenty z niego? Jeśli tak napiszcie mi :)

Dziękuje za wszystkie komentarze i, że byliście tu ze mną! Wiem, że robiłam dość długie przerwy, ale wiecie nie tyko człowiek blogiem żyje.

Proszę by każda osoba, która to czytała skomentowała, ciekawe ile was było.

PS. Do zobaczenie w części drugiej :)

5 komentarzy:

  1. czy to znaczy ze nie byli razem? jak moglas nam to zrobic

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuu cudowny,ale dlaczego oni nie sa razem? ;((( druga czesc? <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezy rycze jak pojebana oni mieli być razem kurwa!!!

    OdpowiedzUsuń