Strony

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 46

Był początek czerwca. Pogoda za oknem dała się we znaki, a szczególnie rano, gdy Lily chciała spać lecz nie dane jej to było. Słońce parzyło ją w twarz i czuła jak się poci zawinięta w kołdrę.
- Niech to szlag.- mruknęła pod nosem i wstała udając się do łazienki.
Była godzina siódma rano. Musiała się szykować na lekcje, bo był piątek a to niestety dzień pracujący jak i dzień edukacji. Mimo iż lekcje zaczyna o dziewiątej to o ósmej ma śniadanie, na które znowu niestety musi się udać.
Gdy weszła do stołówki udała się po jedzenie a następnie usiadła na swoje stałe miejsce. Zauważyła, że przy stoliki dla personelu nie ma Justin'a. Mimo, iż zaczyna prace o dwunastej często był z samego rana by tylko przypilnować dziewczynę żeby zjadła posiłek. Pomyślała, że pewnie mu coś wypadło i będzie później.
Zjadła całe śniadanie, wypiła gorąca herbatę i udała się w stronę windy by udać się jeszcze na chwile do swojego pokoju.
Zabrała swoje notatki i patrząc na nie przypomniała sobie o swoim dzienniku. Przez moment myślała nad tym czy Justin już go przeczytał i czy w ogóle ma w zamiarze jej go oddać. Nie czuła ogromnej potrzeby odzyskania go bo wiedziała, że jest w dobrych rękach. Czasem nie mogła się przyzwyczaić do tego, że wieczorami nic w nim nie pisze ale od kiedy chłopak zostawał co do późnych godzin zapominała o tym.
- Wygląda Lily na to, że możesz dostać się na naprawdę dobre studia. Nawet z twoimi ocenami z matmy.- powiedziała nauczycielka.
Lily nigdy nie była mózgiem matematycznym, tak samo jak Justin a mimo to dostał się na Yale czy Stanford, dlatego nie przejmowała się tym.
Uśmiechnęła się w stronę nauczycielki. Nie miała ochoty wdawać się z nią w dyskusje. Lubiła ją i była jej wdzięczna, że przez ponad rok pomagała jej i zachęcała do edukacji choć nigdy tego nie okazywała.
- Mam taką nadzieje.- odpowiedziała tylko i podziękowała kobiecie wychodząc z sali.
Dzień mijał jej szybko mimo iż nie widziała się jeszcze z Justinem. Zdziwiła się, gdy chłopaka nie było na obiedzie. Zawsze z nią siadał i później mieli chwile dla siebie zanim Justin nie skończył przerwy.
Gdy wsiadała do windy obok niej pojawił się Jackob.
- Cześć.- przywitał się.
- Hej.- odpowiedziała.
Jackob był jedynym pielęgniarzem ze szpitala, którego lubiła. Może przez to, że znała go już wcześniej a może i przez to, że zadawał się z Justin'em albo i poprzez fakt, że jako jednym nie oceniał jej i nie patrzył na nią krzywo w porównaniu do innych pracujących tutaj.
- Widziałeś już może Justin'a?- zebrała się by zadać pytanie.
- Niestety jeszcze nie przyszedł. Mówił, że ma coś do załatwienia i się spóźni.- wyjaśnił.
- Oh.- tylko tyle wyszło z jej ust.
Jechali razem na to samo piętro bo w końcu chłopak pracuje teraz na jej pietrze. Od kiedy Justin jest na innym poziomie, on też jest. Zamienili się.
Dziewczyna zdziwiła się, że dał znać chłopakowi a jej nie wysłał nawet SMS-a.
I to kolejny fakt przez, który czuła się źle. Miała telefon. Odzyskała wszystkie swoje rzeczy a inni nie. Czasem myślała, że jest tutaj tylko jako gość. Szpital traktowała jako hotel.
Gdy opuściła windę i pożegnała się z kolegą poszła do pokoju, w którym nie była długo sama. Pielęgniarka weszła i dała jej leki, które zażyła. Już chciała się położyć i odpocząć lub przeczytać dobrą książkę, gdy drzwi z impetem.
- Witam piękną panią!- Justin wszedł uśmiechnięty.- Na co czekasz? Ubieraj się, jedziemy na wycieczkę!- klasnął w dłonie zachęcająco.
Dziewczyna popatrzyła na niego jak na idiotę. O czym on mówi?
- Jaką wycieczkę? Nie przypominam sobie żeby w psychiatryku organizowali jakieś spotkania organizacyjne.- podniosła brew zdziwiona.
Chłopak pokręcił głową i poszedł do niej.
- Jedziemy na biwak. Tylko taki jednodniowy, ale to i tak zawsze jakaś rozrywka.- wzruszył ramionami i usiadł na łóżku.
- Na biwak? Do lasu? I będziemy spać w namiocie? Czy ty jesteś niemoralny?- zadawała pytania wciąż zdezorientowana.
- Nie chcesz? Dzisiaj wpadłem na ten pomysł. Jest ładna pogoda i weekend.- oznajmił przyglądając się jej.
- Nie, to znaczy zaskoczyłeś mnie tym. To dlatego się spóźniłeś?- podniosła się do pozycji siedzącej.
- Tak i chciałbym spędzić z tobą dzień na łonie natury.- wyjaśnił.
- A Susan...
- O to się nie martw, już wszystko załatwione.- przerwał jej.
- Nie wiem czy mogę...
- Właśnie dałem ci do zrozumienia, że tak.- zmarszczył brwi.
- Nie o to chodzi- westchnęła.- Źle się z tym czuje Justin. To nie fair w stosunku do innych pacjentów.
- Lily- chłopak przybliżył się do niej.- Susan zrobi wszystko byś żyła normalnie, może i twoje zdrowie nie jest do końca perfekcyjne byś mogła na stałe stąd wyjść, ale wszystko idzie po myśli.- pogładził jej policzek.
- Naprawdę?- jej oczy rozbłysły.
- Tak, obiecuje ci, że już niedługo stąd wyjedziesz ale na razie bądź w tej świadomości, że dostajesz nagrodę za dobre sprawowanie.- uśmiechnął się.
- To zabrzmiało jakbym miała pięć lat i mama pozwoliła mi wyjść na dwór za zjedzenie całego obiadu.- rownież się zaśmiała.
- Powiedzmy, że tak jest. A jeśli mowa o obiedzie, zjadłaś cały?- spytał z troską.
- Tak mamo, zjadłam cały obiad. Może i nie był najlepszy, ale dałam radę.- odpowiedziała.
- Nie mów do mnie mamo- zmarszczył brwi.- Mama raczej nie może cie całować ani robić rzeczy, które my robimy.- skrzywił się.
- Racja.- zaśmiała się.
- A tak w ogóle to cześć.- powiedział i zbliżył się do dziewczyny załączając ich usta.
Dziewczyna spakowała do plecaka, który miała w szafie bluzę, kosmetyczkę, ręcznik, stój i wygodne ciuchy. Przed wyjściem jeszcze zwięzła prysznic. Justin zadbał już wcześniej o śpiwory, namiot i inne rzeczy.
Gdy byli już gotowi przed wyjściem spotkali Kate, która zatrzymała ich jeszcze.
- Macie tutaj spray przeciw komarom i kleszczom. Macie koce? Prowiant? Jakby co to dzwońcie, przyjadę po was i tak mam nockę.- mówiła szybko.
- Kate, w porządku to tylko jedna noc. Nic nam się nie stanie.- uspokoiła ją dziewczyna.
- Przepraszam, ale nigdy nikt ze szpitala nie szedł na biwak do lasu. Jakby nie patrzeć jesteś pod naszą opieką.- wypuściła głośno powietrze.
- Zaopiekuje się nią.- powiedział Justin obejmując dziewczynę ramieniem.
- Nie watpię Justin- uśmiechnęła się.- Dobrze to dobrej zabawy i uważajcie na dziki.- dodała.
- Co?- powiedziała przerażona dziewczyna.- Chryste zapomniałam o tym- podziała przerażona.- Nie możemy tam spać- zwróciła się do chłopaka.- Zjedzą nas.
Zaśmiał się
- Lily kochanie, będziemy w namiocie a jak bardzo będziesz się bała pójdziemy do samochodu albo wrócimy. Uspokój się.- objął ją bardziej ramieniem.
- No dobra.- odpowiedziała wciąż z lekkim przerażeniem w głosie.
- Masz schowane leki, które ci przygotowałam?- zapytała jeszcze pielęgniarka na co dziewczyna przytaknęła.- Weź je o godzinie, o której zawsze bierzesz. Tylko nie zapomnij.- ostrzegła.
- Przypilnuje.- wtrącił się chłopak.
- Okej, to jedzcie już.- pogoniła ich.
- Pa Kate!- powiedzieli na odchodnym.
Podróż zajęła im godzinę. Zaparkowali w środku lasu i zaczęli się rozpakowywać. Lily zdziwiła się, gdy ujrzała pole namiotowe niedaleko rzeki. Była pewna, że wyjadą na jakieś zadupie gdzie bedą same lasy i dzikie zwierzęta.
- Co zdziwiona?- zaśmiał się chłopak.
- Myślałam, że wywieziesz mnie w miejsce gdzie będziemy spać na liściach i kamieniach.- wyznała.
Chłopak znowu się zaśmiał.
- Przyjeżdżaliśmy tutaj z rodzicami, gdy byliśmy młodsi.- wyznał po chwili.
- Na biwak?- zapytała, gdy wyjmowała wszystko do rozbicia namiotu.
- Tak, często jeździliśmy na jakiej wycieczki. Mama to kocha i nam wszystkim się udzieliło. Niestety, gdy Jazzy odeszła odeszły też rodzinne wypady.- mówił zbijając kołki.
Dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć. Zawsze, gdy Justin wspomniał o siostrze brakło jej słów. Nie chciała mówić za każdym razem, że jest przykro bo to już wiedział. Nie chciał żeby się nad nim użalała, ale była szczęśliwa, że zaczął otwarcie o tym mówić.
O sobie i swojej przeszłości.
- Ale wspomnienia zostaną- dodał po chwili i wstał by dokończyć to co robił.- Przynajmniej umiem różnic namiot.- pochwalił się.
- To dobrze bo ja nie.- wyznała.
- Domyśliłem się.
- Co to miało znaczyć?- oburzyła się.
- Nic, nic. Zazwyczaj większość dziewczyn ma z tym problem- wyjaśnił.- Chociaż biorąc pod uwagę Ryan'a... On też ma z tym problem. Jak i z rozwaleniem ogniska- zamyślił się.- Ale to Ryan.
Lily lubiła Ryan'a. To w końcu on jej w dużej mierze pomógł w urodzinach Justin'a.
Większość jego znajomych, a rączek tych co poznała są w porządku.
- Chodźmy popływać.- zachęcił.
Szybko się przebrali. Dziewczyna uparła się, że zrobi to w samochodzie by nikt jej nie widział choć chłopak mówił jej, że nikogo tu nie ma ale uparła się.
Wzięli ręczniki i poszli nad jezioro, które było z trzydzieści metrów od namiotu.
Justin od razu wskoczył do wody czekając i przyglądając się dziewczynie, która robiła to z prędkością żółwia.
- Jest ciepła, wchodź już.- wywrócił oczami znudzony.
- Czekaj! Nie chce dostać szoku termicznego.
- Mówię, że jest ciepła. Chodź albo sam Cie tu zaniosę.
- Dam radę sama- powiedziała i spojrzała na chłopaka, który już się do niej zbliżał.- Nawet o tym nie myśl!- krzyknęła i zaczęła uciekać i piszczeć, gdy deptała na szyszki.
- Mam cie.- dogonił ją i złapał w tali od tyłu.
- Jesteś mokry!- wyrywała się.
- Ty też zaraz będziesz.- wyszeptał do jej ucha a ona aż zadrżała.
Jego głos jest tak seksowny, gdy szepcze.
Justin wykorzystał tą chwile i przerzucił dziewczynę przez ramie i zaprowadził do jeziora.
Nie musiał chyba mówić, że miała idealne ciało a mokre to już w ogóle... Od ich pierwszego spotkania przytyła dużo z czego bardzo się cieszył. Jej waga wróciła prawie do normy lecz nie był to jeszcze ten rezultat, którego chcieli lekarze.
- Nienawidzę cie!- krzyknęła zmarznięta.
Faktycznie woda nie była aż tak zimna, ale przecież mu tego nie przyzna.
- Nie prawda. Kochasz mnie.- podpłynął do niej.
- W tej chwili nie!- krzyknęła i uderzyła otwartymi dłońmi o wodę przez co rozprysnęła się.
- Wiem, że tak.- objął ją w tali i przyciągnął do siebie a ona owinęła swoje nogi wokół niego.
Pocałował ją w policzek, później w żuchwę zjeżdżając coraz niżej.
- Chryste.- zaskomlała a chłopak się uśmiechnął.
Wiedział jak na nią działa i wiedział jak ona działa na niego.
- Przyznaj to.- powiedział nieodrywając się od jej szyi.
- K-kocham cie, ale przestań już.- mówiła z zamkniętymi oczami.
- Tak?- zapytał odrywając się na moment od niej.
- Nie.- odpowiedziała niezadowolona, gdy przestał.
- Zdecyduj się.- zaśmiał się wesoło.
- Pocałuj mnie.- powiedziała a on długo nie kazał jej czekać.
Pływali jeszcze z dwadzieścia minut po czym poszli po ręczniki i postanowili rozpalić ognisko. Usiedli obok siebie owinięci w koc i parzyli sobie pianki i chleb. Lily wcięła wcześniej swoje leki i zjadła kanapki przygotowane wcześniej przez chłopaka.
On stanął na jej drodze niespodziewanie i odwrócił jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie jedna chciała by mieć taką osobę obok siebie.
- Mam dla ciebie niespodziankę.- wyznał po chwili i wstał by podejść do bagażnika samochodu. Widziała, że wyjmuje coś dość dużego w czarnej pokrywie. Wrócił do niej i usiedli wyciągając gitarę.
- Mówiłem, że nauczę cie grać.- uśmiechnął się.
Lily patrzyła jak chłopak stroił ją a po chwili zaczął nucić nieznaną jej melodie. Jego palce poruszały się sprawnie, jakby urodził się z gitarą w ręku.
Czy ten chłopak czegoś nie potrafi?
- Musisz położyć tutaj jeden palec, pod spodek zacząć drugi.- pokazywał jej i układał jej dłoń.- Pociągnij teraz za struny.- polecił co zrobiła i wyszła pierwsza melodia.
Siedzieli jeszcze około półgodziny i Lily zdążyła nauczyć się paru chwytów.
- Robi się zimno.- przyznała, gdy weszli do środka namiotu.
Chłopak zamknął go szczelnie i wszedł pod koce obok dziewczyny obejmując ją.
- Wejdź pod śpiwór.- polecił.
- Nie chce, chce cie poprzytulać.- powiedziała wtulona w jego klatkę.
Gładził jej plecy, na których pojawiała się gęsia skórka. Jego dotyk był niczym ogień. Podniosła głowę i pocałowała chłopaka. Pocałunek szybko się pogłębił tak, że teraz on leżał nad nią.
- Lily.- wyszeptał.
- Nie przestawaj.- powiedziała miedzy pocałunkami.
Złapał ją w talii i przeniósł tak, że ona była u góry. Szybko pozbył się jej koszulki i stanika. Jego spodnie zostały rozpięte w szybkim tępie, koszulka tak samo. Przejechała dłońmi po jego uniesionej klatce.
- Mówiłam już, że kocham twoje tatuaże?- zapytała gładząc je.
- Nie raz- wyznał.- I bardzo się z tego powodu cieszę.
Schyliła się i znowu złączyła ich usta. Szybko pozbyli się reszty ubrań i dziewczyna delikatnie zaczęła się osuwać na jego członka.
- Ooh.- wydał z siebie chłopak i rozłożył ręce bezwładnie obok głowy.
Lily zaczęła się poruszać w szybszym tępie. Jego biodra wypchnęły się do góry dając im jeszcze większą przyjemność. Jęczeli oboje. Przyspieszyli jeszcze tępo czując, że są niedaleko mety.
- Aah.- wydaj z siebie głośny jęk chłopak po czym dziewczyna zrobiła to samo.
Opadła na jego klatkę piersiową a on objął ją.
- Już mi gorąco.- wyznała po chwili i oboje się zaśmiała.
Gdy ich oddechy się uspokoiły Lily wyszła z niego i opadła na miejsce obok. Rozmawiali jeszcze chwilę po czym oboje postanowili iść spać.
- Justin.- szepnęła jeszcze.
- Hym?- wymruczał już z zamkniętymi oczami.
- To był jeden z najlepszych dni.- wyznała a chłopak tylko ją mocniej przytulił.
- Mój też.

3 komentarze: