Jej stan psychiczny jest o dużo lepszy, lecz organizm nie chce przyswajać różnych leków. Dziewczyna o tym nie wie, ponieważ wiedzą, że jakby się dowiedziała jej jakakolwiek nadzieja na wyjście ze szpitala by wygasła.
- Co tam wypatrzyłaś?- zapytał ją chłopak, gdy objął w pasie i przyciągnął do siebie.
- Jest połowa kwietnia, o tej porze zawsze chodziliśmy z mamą do Coney Island na Brooklyn'ie zanim go zamknęli.
- Też tam chodziłem z rodzeństwem.- przyznał.
- Brakuje mi tego.- wyznała dziewczyna po chwili.
- Są też inne wesołe miasteczka.- oznajmił.
- Ale to już nie to samo. To była taka nasza tradycja, zawsze mama miała dwa dni wolnego w kwietniu i szliśmy tam na cały dzień. Wiesz taki rodzinny wypad.- odwróciła się twarzą do niego.
Patrzył na nią z uwielbieniem.
- Chciałabyś pójść?- zapytał.
- Gdzie?- zmarszczyła brwi.
- Do wesołego miasteczka. Zabawimy się.
- Niee, to nie przejdzie.- pokręciła głową.
- Dlaczego nie?
- Susan ostatni raz mi pozwoliła wyjść. Już nie mogę, naprawdę przeginam.- skrzywiła.
- Ale dlaczego tak sądzisz? Skoro możesz to czemu nie korzystać?- schylił się na jej wysokość oczu.
- Justin nie jedna osoba w tym szpitalu zrobiłaby wszystko żeby móc wyjść chociaż na parking.- wyjaśniła.
- Lily nikt w tym szpitalu nie jest w tak dobrym stanie jak ty. Niebawem stąd wyjdziesz a ja cię tylko do tego przygotowuje żebyś później nie miała problemów.- wzruszył ramionami.
- To chyba prawda, że faceci są z Marsa.- powiedziała bezradnie na co chłopak się zaśmiał.
***
- Tylko weź kurtkę albo grubszy sweter bo wieczorem może być zimno.- pouczyła ją Susan.
- Tak wiem, wiem- machnęła ręką.- Jak ty się możesz na to wszystko zgadzać? To jest nie fair wobec innych pacjentów.- dziewczyna zmarszczyła brwi lekko oburzona.
- Lily, kochanie- podeszła do niej kobieta i położyła ręce na jej ramiona.- Czasem nie można się przejmować tylko innymi, bo zapomina się o sobie i ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej. Co nie oznacza, że w ogóle nie trzeba się nikim przejmować- uniosła brwi znacząco.- Po prostu daj sobie trochę luzu, gdy jesteś tutaj powinnaś a nawet MUSISZ myśleć tylko o sobie, jeśli chcesz być w pełni zdrowa. Dlatego skarbie się zgadzam, może i na bardzo dużo, ale wiem, że to ci nie pogorszy, ale wręcz odwrotnie.- pogłaskała ją po ramionach i udała w stronę drzwi.- Tylko pamiętaj, ubierz się grubiej!
- Ta kobieta jest niesamowita.- pomyślała dziewczyna na głos.
Ubrała się według poleceń, wzięła do tego kurtkę na wszelki wypadek i schowała do torebki. Ubierała buty, gdy właśnie wszedł chłopak.
- Ślicznie wyglądasz.- powiedział i podszedł do niej po czym dał buziaka.
- Dziękuję, ty też nie najgorzej.- uśmiechnęła się.- Wiesz co wydaje mi się, że ty zabierasz mnie gdzieś cały czas bo nie chce ci się pracować.- przechyliła głowę na bok.
- Coo? Jaa?- oburzył się chłopak i zrobił krok do tyłu.- Nigdy w życiu!- po czym się zaśmiał.
Lily przewróciła oczami.
- No chodź już.- powiedziała i pociągnęła go za rękę.
- W sumie wiesz nigdy tak o tym nie myślałem, ale w sumie masz rację.- zaczął, gdy stali w windzie.- Teraz będziemy codziennie gdzieś wychodzić tylko żebym nie pracował.- stwierdził po namyśle.
- Ty i tak prawie nic nie robisz.- zmarszczyła brwi.
- Bo muszę się zajmować moją prywatną pacjentką.- powiedział i zaczął ją całować.
Niestety niedane im to było, ponieważ winda się otworzyła oznajmiając, że są na parterze.
Poszli do samochodu, oczywiście chłopak najpierw otworzył drzwi Lily.
Tak został wychowany.
- Więc gdzie masz zamiar pojechać do wesołego miasteczka? Z tego co mi wiadomo to w Nowym Jorku najbliższe wesołe miasteczko ma być otwarte w Central Parku na początku czerwca.- odwróciła się do niego z wyższością na twarzy.
Chłopak tylko zerknął na nią kątem oka rozbawiony.
- Czy ty sobie właśnie ze mnie kpisz?- podniosła brwi nie dowierzając.
- Z ciebie nigdy kochanie a teraz jakbyś mogła wyciągnij mi proszę z plecaka wodę, jest za tylnym siedzeniu.- wyjaśnił.
Lily odwróciła się do tyłu, ale nie odpięła pasa. Dla bezpieczeństwa, jazda samochodem nie jest dla niej jeszcze taka swobodna, nawet z Justin'em. I sięgnęła plecak, po czym wyciągnęła z niego wodę i podała chłopakowi.
- Dzięki.- powiedział i napił się.
- Ee Justin? Po co ci plecak z ciuchami i kosmetyczką?- zapytała.
- Co? Aaa, wracam od Ryan'a.- wyjaśnił szybko.
- Nie mówiłeś nic, że spałeś u niego.- zmarszczyła brwi.
- Nie denerwuj się skarbie, bo będziesz pomarszczona na starość.- uszczypnął ją w policzek.
- I tak będę.- odepchnęła jego rękę.- Naprawdę masz coś z głową.- zaśmiała się w końcu.
Jechali już dobrą godzinę a widać było, że Justin nie miał zamiaru się zatrzymać. Lily nawet nie zwróciła na to uwagi, że wyjechali z Nowego Jorku, patrzyła po prostu za szybkę albo co jakiś czas zmieniała piosenkę.
- Daleko jeszcze?- zapytała w końcu po dziesięciu minutach.
- Pięć minut i jesteśmy.- odpowiedział tylko.
I faktycznie po pięciu minutach zjechali na jakiś parking, oczywiście wesołego miasteczka. Dziewczyna od razu się ożywiła.
- Skąd wiedziałeś, że tu będzie? I gdzie my w ogóle jesteśmy?- zadawała pytania podekscytowana.
- Jest otwarte cały rok. W Filadelfii, tutaj też kiedyś przyjeżdżałem.- wyjaśnił.
Wysiedli z samochodu i Lily przytuliła go mocno.
- Jesteś wspaniały.- wyznała na co się uśmiechnął.
- Lily?- szepnął w jej włosy.
- Hym?
- Ktoś na ciebie czeka, odwróć się.
Zrobiła to i ujrzała parę metrów dalej mamę z Lauren. Wydała z siebie głośny okrzyk i rzuciła się biegiem w ich stronę.
- Mamo!- uścisnęła ją mocno.
- Cześć kochanie.- mamie jak zwykle na widok córki stanęły łzy w oczach.
- Cześć siostra.- wyściskała Lauren.
Gdy już trochę ochłonęła zapytała w końcu.
- Co wy tu robicie?
- Myślałaś, że jest tylko jedno wesołe miasteczko na całe Stany Zjednoczone?- odpowiedziała pytaniem mama.
- Ale skąd wiedziałaś?- zadała następne pytanie.
- Ten chłopak jest niesamowity, nie wiem nadal skąd go wzięłaś.- powiedziała mama a no Lily odwróciła się i podeszła do chłopaka, który stał już tylko parę kroków dalej.
- Kocham cię tak bardzo.- przytuliła go.
- Dla ciebie wszystko.- pocałował ją w czubek głowy.- Może i to nie będzie do końca rodzinny wypad, ale lepsze to niż nic.- wzruszył ramionami.
- Justin, to jest rodzinny wypad. Jesteś ze mną, czyli jesteś częścią tej rodzinny.- wyjaśniła na co zrobiło mu się cieplej na sercu.
Chłopak przywitał się z resztą.
- To co? Zaczynamy zabawkę!- klasnęła mama w dłonie i wszyscy się zaśmiali.
Poszli do kasy, Ammy uparła się, że ona zapłaci za bilety przez co Justin był poirytowany, ale w końcu odpuścił.
- To tak pamiętamy, wszystko tylko nie rollercoaster'y bo Lily się boi wysokości.- wyjaśniła warunki mama.
- Serio?- zapytał chłopak.
- Taak, co w tym dziwnego?- zapytała dziewczyna.
- Tu wszystko jest na wysokości.- zaśmiał się.
- Wiem, ale nie chodzę tylko na rollercoaster'y bo są za wysokie. Chyba, że te niskie kolejki to tak. Ale zawsze czekam, gdy mama lub Lauren chcą iść.- wzruszyła ramionami.
- Nie chcesz spróbować?- zapytał.
Zaśmiała się.
- Nie, już raz spróbowałam i przeżywałam przez następne dwa dni.
- Jasne, rozumiem.- objął ją ramieniem.
Więc poszli się bawić. Zaczęli od zwykłych karuzeli, później filiżanki, kolejki (te mniejsze oczywiście), kończąc na strzelnicy.
- Którego chcesz misia?- zapytał.
Dziewczyna zastanawiała się aż w końcu wybrała.
- Tego.- wskazała palcem dość dużą pandę.
- Oczywiście skarbie.- powiedział i puścił jej oczko.
Mama i siostra były właśnie parę stoisk dalej i kupowały watę cukrową.
Za nim się odwróciła chłopak stał już w wielkim uśmiechem i misiem w rękach.
- O mój Boże!- zakryła ręką buzię.- Naprawdę go wygrałeś.
- Nie wierzyłaś we mnie?- zrobił smutną minę.
- Oczywiście, że wierzyłam.- wzięła od niego misia.- Jest cudny, będę z nim spała. Dziękuję.- stanęła na palcach żeby go pocałować.
Podeszli do reszty po watę. Justin podbierał cały czas Lily.
- Yyym- jęknęła z pełną buzią.- Zostaw, masz taką samą!
- Nieprawda! Twoja jest różowa a moja niebieska.- wyjaśnił.
- No i co.
- I twoja jest lepsza.- dodał.
- To się zamieńmy.- zaproponowała.
- Niee, trochę kulawo będę wyglądał z różową watą.- zmarszczył brwi i wszyscy się zaśmiali.
Chodzili jeszcze w godzinę, było dość dużo ludzi prawdę mówiąc, usiedli sobie przy jednym ze stoisk z jedzeniem, zrobiło już się ciemniej.
- Nie powinniśmy już wracać? Susan będzie zła.- stwierdziła Lily.
- Nie martw się o to.- powiedział chłopak.
- Droga zajmie nam półtorej godziny, powinniśmy...
- Nie przejmuj się, nad wszystkim panuję.- oznajmił chłopak i wcisnął ją lekko za kolano pod stołem.
- Wierzę ci.- uśmiechnęła się.
Lily z Justin'em poszli się przejść, gdy mam z Lauren jadły jeszcze swoje frytki.
Na niebie było widać już gwiazdy. Dochodziła dwudziesta pierwsza trzydzieści.
- Dzisiejszy dzień był naprawdę świetny.- powiedziała.
- Tak, racja.- pogłaskał ją po policzku.
- I dzisiejsza noc jest piękna.- dodała a chłopak się uśmiechnął.
Obydwoje spojrzeli w niebo. Miliony gwiazd oświetlały ciemną noc.
Chłopak po chwili spojrzał na nią i się przyglądał aż nie popatrzyła nie niego zmieszana.
- Co?- zaśmiała się.
- Zamknij oczy i wyobraź sobie szczęście.- powiedział, a ona tak zrobiła.- Co widzisz?
- Ciebie.- otworzyła oczy a jej wzrok był skierowany prosto w jego.
W tym samym momencie chłopak wziął głęboki wdech i przyciągnął jej twarz do swojej i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
Jego usta były tak ciepłe i miękkie, że Lily zrobiła się aż gorąco. Język robił niestworzone rzeczy.
On tak dobrze całował.
***
- Gdzie mama?- zapytała dziewczyna.
- W samochodzie.
- Pójdę się pożegnać.- chciała wysiąść z samochodu, ale chłopak ją zatrzymał.
- Nie ma potrzeby. Zaraz będziesz się z nią widzieć.- powiedział.
- Co? To gdzie my jedziemy?- zapytała zdezorientowana.
- Nie zadawaj tylu pytań, bo i tak ci nie odpowiem.- odpalił tylko samochód.
- Co wy knujecie?- zmarszczyła brwi.
- Możesz iść spać.- oznajmił.
- Spać? To gdzie my jedziemy? Na Florydę!?- oburzyła się.
- Nie odpowiem.
Dziewczyna przez godzinę truła żeby powiedział gdzie jadę, ale on nie wydusił nawet słowa. W końcu zadzwoniła do mamy, ale ona też nie udzieliła jej odpowiedzi. W końcu zrezygnowana i zmęczona dniem usnęła. Chłopak na światłach sięgnął po koc z tyłu i ją przykrył.
Droga trwała jeszcze godzinę zanim dojechali do celu. Chłopak zatrzymał się na podjeździe domu, wziął dziewczynę na ręce i wprowadził do środka, po czym od razu udał się do pokoju gościnnego żeby ją położyć. Mama z Lauren zajęły drugi pokój, a Justin wrócił po swój plecak i zaniósł do pokoju, który dzielił z dziewczyną. Było już późno, więc przywitał się tylko z gospodarzami i poszedł na górę spać.
Rozebrał się do samych bokserek po czym ściągnął dziewczynie jeansy, skarpetki i rozpiął jej stanik co mu ułatwiło to, że dziewczyna spała na boku. Dał radę zsunąć ramiączka i cały stanik. Założył jej spodenki dresowe, które jej mama włożyła dla niej do torby. Lily wydawała tyko pomruki, ale się nie obudziła, była tak zmęczona. Gdy chłopak się już nią zajął, położył się obok. Objął ją i przyciągnął lekko do siebie przez co mógł wtulić głowę w jej szyje.
Chwilę później też spał.
Droga trwała jeszcze godzinę zanim dojechali do celu. Chłopak zatrzymał się na podjeździe domu, wziął dziewczynę na ręce i wprowadził do środka, po czym od razu udał się do pokoju gościnnego żeby ją położyć. Mama z Lauren zajęły drugi pokój, a Justin wrócił po swój plecak i zaniósł do pokoju, który dzielił z dziewczyną. Było już późno, więc przywitał się tylko z gospodarzami i poszedł na górę spać.
Rozebrał się do samych bokserek po czym ściągnął dziewczynie jeansy, skarpetki i rozpiął jej stanik co mu ułatwiło to, że dziewczyna spała na boku. Dał radę zsunąć ramiączka i cały stanik. Założył jej spodenki dresowe, które jej mama włożyła dla niej do torby. Lily wydawała tyko pomruki, ale się nie obudziła, była tak zmęczona. Gdy chłopak się już nią zajął, położył się obok. Objął ją i przyciągnął lekko do siebie przez co mógł wtulić głowę w jej szyje.
Chwilę później też spał.
***
Obudziła się po dziesiątej rano. Gdy tylko otworzyła oczy, zmarszczyła od razu czoło i zastanawiała się gdzie jest. Wszystko było takie znajome. Podniosła się na rękach i zauważyła po prawej stronie na krześle plecak Justin'a i jego ciuchy przewieszone na oparciu. Zauważyła, że jej rzeczy też leżą złożone na szafce obok niej i zorientowała się, że jest w samej koszulce i krótkich spodenkach dresowych.
Jak on to zrobił, że się nie obudziła?
Zauważyła torbę ze swoimi rzeczami. To pewnie sprawka mamy.
Po chwili wiedziała już gdzie jest.
Waszyngton.
Zapach jedzenia w całym domu.
Dziadkowie.
Szybko zbiegła na dół. Słyszała dobiegające śmiechy z kuchni. Wpadła tam jak burza a wzrok każdego padł na nią.
- Babcia, dziadziuś.- powiedziała załamanym głosem, gdy tylko ich ujrzała.
Minął ponad rok od ich ostatniego spotkania.
Babcia tylko podeszła do niej i mocno uścisnęła a łzy leciały po jej pomarszczonych policzkach.
- Ooh moja wnusiu, moja kochana wnusiu, tak długo cię nie widziałam, myślałam, że moje serce pęknie a kolejne milion kawałeczków.- chlipała.
- Tereso daj mi proszę również przywitać się z moją wnuczką.- odezwał się w końcu dziadek na co wszyscy się zaśmieli.
Dziadek również uronił kilka łez. Lily udawała twardą, zacisnęła mocno powieki, bo nie chciała żeby wiedzieli, że płacze.
- Lily najdroższa kopę lat minęło.- zaśmiał się, ale po chwili zaczął głośniej płakać.- Moje dziecko, nie każ nam tego robić drugi raz, nie zostawiaj już nas.
- Nie zostawię dziadku, obiecuję.- mocniej go przytuliła.
Po tej pięknej chwili dziewczyna zapytała.
- Kto to wymyślił?
- Ja umywam rączki kochanie.- odezwała się mama a następnie Lauren pokręciła głową, że to też nie ona.
- No i jak zwykle moja wina.- odezwał się chłopak i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Lily z miłością i wdzięcznością w oczach podeszła do niego i mocno przytuliła. Gdy na niego spojrzała, on wiedział już o co chodzi.
- Nie ma za co, naprawdę.- pocałował ją w czoła a wszyscy wydali z siebie długie westchnienie i podziw.
Ten chłopak to skarb.
- Dobrze! Pewnie jesteś głodna kochana!- klasnęła babcia w dłonie.
- J-ja n-nie naprawdę babciu.- wykrztusiła Lily.
- Zrobiłam placki z jabłkami.- powiedziała tylko i wiedziała, że dziewczyna już jest jej.
- No, może na jednego się skusze.- oznajmiła i się zaśmiała.
Co jak co, ale placki z jabłkami to babcia robi najlepsze i Lily choć tak za nimi nie przepada, to gdy zrobi je babcia po prostu ubóstwia.
____________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Booze, chcę takiego chłopaka noo! Justin jest wspaniały. Kuźwaa kocham to opowiadanie i pczekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńkocham moocno mocno! ♥
@ClaudiaMaslowx
Popłakałam się ....... też bym chciała takiego dobrego chłopaka który byłby tak bardzo za mną < świetny odcinek ale to nie nowość ;* Czekam na następny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział<3
OdpowiedzUsuńJustin jest wspaniały jeju
OdpowiedzUsuńJejku uwielbiam to opowiadanie *.*
OdpowiedzUsuńJejku jak uroczo :3
OdpowiedzUsuń@scute4
Jeju jak cudownie *-* Ja chce takiego chłopaka jakiego ma Lily ^^ Czekam nn <3 Pisz szybko :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam to :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <33
hhsvbnjmdk gdzie mogę dostać takiego Justina, kocham
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ????
OdpowiedzUsuńNiesamowity *.*
OdpowiedzUsuńNice blog and I really like it. Superb post.
OdpowiedzUsuńUrgent care 11212
Brooklyn urgent care