czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 48

Lily myślała nad swoim planem i zaczęła działać. Wie, że Justin cierpi przez to, dlatego chce mu z tym pomóc.
Musi zrobić to tak by nie był aż tak zły.

Weszła do pokoju pielęgniarzy i zaczęła przeglądać papiery.
Nie pacjentów, oj nie, nie. Była mała szafka, w której znajdowały się informacje o wszystkich praktykantach.  Znalazła szybko papiery Justin'a. Przeczytała szybko wszystko i znalazła numer, który był jej potrzebny. Szybko napisała go na ręce i odłożyła wszystko na swoje miejsce.
Ma nadzieje, że nie ma tutaj kamer bo byłoby po niej.

Gdy wróciła do pokoju wykonała telefon do danej osoby i umówiły się na dzień jutrzejszy. Akurat wszystko się ze sobą zgrało jakby miało tak być.
Justin miał ją zaraz odwiedzić, więc musiała się streszczać i ułożyć wiązankę w głowie jak to wszystko powiedzieć. Próbowała się uspokoić z napływu adrenaliny, której doświadczyła. Chodziła po pokoju i ściskała pieści po czym je rozluźniła. Brała duże oddechy.

- Czemu jesteś taka spięta?- poczuła ręce, które owijają się wokół jej talii i raptownie odskoczyła jak poparzona z krzykiem.
- Jezu!
- Wystarczy Justin.- oderwał się chłopak patrząc na nią uważnie.
- Przestraszyłeś mnie! Po co się skracasz!?- oburzyła się.
- Nie skracam, nawet nie usłyszałaś jak wszedłem. Chodziłaś po pokoju jak tykająca bomba.- wyjaśnij.
- No tak to najlepszym wyjściem było tę bombę uruchomić!- wymachiwała rękoma.
- Uspokój się już bo pomyślą, że masz atak- stwierdził chłopak i podszedł bliżej.- Czemu jesteś taka zdenerwowana?
- Nie jestem- westchnęła.- Po prostu chce ci powiedzieć, że rozmawiałam z twoją mamą i poprosiła nas byśmy przyszli jutro na mecz do Jaxon'a bo twoich rodziców niestety nie będzie.- powiedziała na jednym wdechu.
- Skąd miałaś numer mojej mamy?- było pierwszym pytaniem jakie zadał.
- Sama do mnie zadzwoniła, nie mam pojęcia. Też się zdziwiłam, ale mniejsza z tym. Powiedziałam, że przysiądziemy w końcu obiecałeś mu to ostatnio.- mówiła szybko.
- Wiem, ale mogła zadzwonić do mnie, dziwne. Zadzwonię do niej zapytam o co chodzi.- już wyciągał telefon, gdy go powstrzymała.
- Nie! Nie, jest teraz z twoim tatą. Wiesz przecież, że i tak przy nim nie odbierze.- wymyśliła na poczekaniu.
- Doobra- zmarszczył brwi.- Zachowujesz się dziwnie, ale dobrze pójdziemy jutro skoro oni nie mogą- westchnął.- Mama przez to, że wróciła do pracy nie ma zbyt czasu a ojciec, jął to ojciec.
- Wiem, dlatego chodźmy jutro i powodziami grę twojego brata.- przyciągnęła go do siebie.
- Dobry pomysł, ale od razu mówię on nie jest tal dobry jak ja.- pochwalił się.
- Ty już nie jesteś w formie, więc kto wie?- wzruszyła ramionami.
- Ja nie jestem w formie?- oburzył się.- Zaraz ci pokarze mój brak formy.

Dzień zleciał jak codzień a Lily obawiała się jutra. Musiała odłamać trochę Justin'a bo inaczej by się nie zgodził a przecież obiecał swojemu bratu. Przez cały dzień próbowała o tym nie myślec bo jeszcze wypaplałaby niechcący niepotrzebne rzeczy. Chyba szło jej dobrze, ponieważ chłopak się nie zorientował.

***

Lily czekała przed szpitalem aż Justin nie podjechał swoim samochodem. Już chciała podejść, gdy wysiadł z czapką z daszkiem i wielkim palcem kibica. Dziewczyna popatrzyła na niego dziwnie.
Naprawdę wziął do serca ten mecz.

- Do boju New York Rangers!- zaczął krzyczeć i wymachiwać ręką.
- Justin, dobrze się czujesz?- podeszła bliżej.

- Wspaniałe- westchnął.- Brakowało mi tych emocji.- objął dziewczynę ramieniem i pocałował.

- Nie trudno zauważyć.- stwierdziła.

- Dla ciebie też mam.- uśmiechał się i wyciągał z samochodu czapkę z logo klubu.

- Niee.- powiedziała, ale chłopak podszedł szybko i ubrał jej ją na głowę.

- Wyglądasz wspaniale, jesteś teraz prawdziwym kibicem.- klasnął w dłonie.- A teraz pakuj się, trzeba zając dobre miejsca.- puścił jej oczko.

Jechali około dwudziestu minut i, gdy dojechali pod arenę zdziwili się, że jest tyle samochodów. Przecież to tylko mecz piętnastolatków.

- Chodźmy do kolejki po bilety.- powiedział, ale dziewczyna zatrzymała go ciagnąć za rękę.

- To nie będzie konieczne.- podrapała się po karku.

- Co? Dlaczego?- zmarszczył brwi.

- Mamy już bilety, chodźmy je odebrać.- oznajmiła i pociągnęła go przed siebie.

Chciał już się odezwać, gdy zauważył stojącą kobietę. Przypominała strasznie jego matkę. Pomyślał, że może Lily chciała zrobić mu niespodziankę, dlatego powiedziała, że jej nie będzie. Niestety, gdy podeszli bliżej jego bicie serca przyspieszyło i oddech zrobił się niespokojny. Z tłumu ludzi wypatrzył sowiego ojca.

- To chyba jakiś żart.- zatrzymał się.

- Justin, proszę.- zaczęła, ale jej przerwał.

- Okłamałaś mnie.- spojrzał na nią z wyrzutem.

- Przepraszam, naprawdę nie chciałam, ale mam już dość tego, że tak cierpisz.- zaczęła się tłumaczyć.

- Nie powinnaś się w to wtrącać Lily.- powiedział zły.

- Justin chce ci pomóc.- westchnęła.

- Niepotrzebnie.- powiedział szybko i zauważył, jej rodzice już są zapleczami dziewczyny.

Mama patrzyła na niego ze smutkiem, a ojciec wyglądał na tak samo niezadowolonego jak jego syn.

- Synku, daj mi wytłumaczyć.- zaczęła mama.

- Co on tutaj robi?- wskazał palcem na ojca.

- Trochę szacunku.- warknął.

- Do osoby, która wyrzuciła z życia wlanego syna? Nawet o tym nie myśl.- odpyskował.

- Uspokójcie się!- podniosła głos mama.- Tutaj są ludzie, zachowujcie się. Chciałam z Lily żebyśmy spędzili wszyscy razem czas jak rodzina. Jaxon się ucieszy.- wyjaśniła.

- My już od długiego czasu nie jesteśmy rodziną.- powiedział Justin i poszedł w stronę wejścia.

Chciał wytrzymać ten mecz, robił to dla swojego brata.

- On mnie nienawidzi.- powiedziała dziewczyna do Pattie.

- Nie martw się kochanie, przejdzie mu.- objęła ją ramieniem.

- Przepraszam, przez tę całą sytuacje nawet nie mieliśmy okazji się poznać- odchrząknął mężczyzna.- Jeremy.- podał rękę dziewczynie, którą uścisnęłam.

- Lily.- uśmiechnęła się lekko.- Przepraszam to nie tak miało wyglądać.- skrzywiła się.

- Nie martw się, po prostu mój syn ma charakter po mnie. Żaden z nas nie odpuści.- westchnął.

Lily tylko kiwnęła głową, że rozumie i udali się wszyscy do środka. Zajęli swoje miejsca i zauważyli, że Justin'a wciąż nie ma. Dziewczyna rozglądała się, ale nie ujrzała go wsród tłumu. Westchnęła głośno i postanowiła obejrzeć mecz. Widziała jak zawodnicy się już ustawiają na swoje pozycji i zauważyła Jaxon'a, który do nich pomachał. Odmachali mu wszyscy z uśmiechem, ale chłopak posmutniał nie widząc swojego starszego brata.

Gdy usłyszeli gwizdek rozpoczynający pierwszą połowę usiadł koło niej ktoś.
Tym kimś był oczywiście Justin.
Nie patrzył na nią, ona zerkała co jakiś czas na niego. W końcu dała sobie spokój.
Poczuła jak łapie ją na dłoń, ale wzroku wciąż nie odrywał od graczy.

Później wszyscy się rozluźnili. Oglądali mecz z podnieceniem. Drużyna Jaxon'a wygrywała w tym on sam strzelił dwie bramki. Jeremy, jako że jest trenerem denerwował się, gdy szło coś nie tak i krzyczał wstając i wymachując rękoma. Justin przez to, że hokej też jest dla niego bardzo ważny niecierpliwił się wykonywał różne, dziwne ruchy, gdy szło wszystko nie tak. Jakby na nich popatrzeć byli identyczni. Podobni do siebie nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Lily zauważyła od razu duże podobieństwo miedzy nimi. Patrzyła na swojego chłopaka, gdy tem wymachiwał maskotką na palcu dumny z brata i jak jego tata krzyczał "to mój syn!". Nie raz widziała jak ich spojrzenia się spotkały, ale od razu któryś to przerywał. Widać było, że chcieliby porozmawiać, ale nie wiedzą jak.

Mecz zakończył się wygraną dla drużyny New York Rangers. Jaxon po wybiegnięciu z szatni od razu został pochwalony i wyściskany przez rodzine.

- Przyszedłeś!- powiedział do Justina.

- Obiecałem.- poczochrał mu włosy.- Byłeś świetny.

Jeremy nie odezwał się już na fakt, że pewnie spotkali się jakiś czas temu potajemnie i wiedział, że to sprawka jego żony, ale nie chciał psuć tej pięknej chwili synowi.
Pattie zawsze była za Justin'em. Nie obwiniała go w porównaniu do męża. Widziała jak cierpiał z powodu utraty jego siostry i jak starał się im pomagać w każdy możliwy sposób. Niestety Jeremy nie wiedzieć czemu zrzucił winę na własnego syna mówiąc, że jest zły. Sam nie potrafił poradzić sobie ze śmiercią córki i przesiadywał w pracy, gdy jego starszy syn zajmował się bratem i matką. Zachował się jak prawdziwy mężczyzna, dopiero później natłok zdarzeń odbił się na nim. Nie potrafił mu wtedy pomóc, wiec najnormalniej w świecie odtrącił go, czego żałował ale bał się przyznać.

Postanowili pojechać do domu. Pattie ostrzegła męża, że ma zamknąć buzie na kłódkę, bo jego sprzeciw wobec syna nic nie da. Justin nie chciał jechać do rodzinnego mieszkania. Nie było go tam trzy lata i dobrze się z tym czuł. W jakimś sensie. Lily poprosiła go po cichu żeby nie protestował i pocieszył matkę. Zgodził się tylko i ze względu na Pattie i Jaxon'a, za którymi tęsknił.
Wsiedli do swoich samochodów i pojechali do domu. Justin dotarł tam pierwszy i zaparkował w podziemnym garażu apartamentowca. Siedzieli w ciszy tak jak przez całą drogę. Był na nią zły za to co zrobiła. Wiedziała jakie ma stosunki z ojcem.

- Dlaczego?- przerwał w końcu ciszę.

- Chciałam ci pomóc. Chciałam chociaż raz ja ci pomóc Justin! Chciałam żebyś to docenił i żebyście pomogli sobie nawzajem, ale widzę, że masz z tym problem i ja nie mogę wtrącać się w twoje sprawy, ale ty w moje tak!- emocje jej puściły.- Chciałam ci w jakikolwiek sposób wynagrodzić to co dla mnie zrobiłeś.- podkręciła głową.

- Lily...- zaczął, ale przerwał mu przyjeżdżający samochód, który zaparkował wraz z tym jak Lily wysiadła.

Westchnął głośno i rownież wysiadł. Widział jak mama obejmuje ramieniem Lily i idą w stronę windy.
Nie dość, że nie gada z ojcem to jeszcze z dziewczyną. To będzie super dzień.
Wie, że nie powinien naskakiwać na Lily, ale były to emocje. Nie chciał jego oglądać.

Weszli do domu i chłopak wciągnął dobrze mu znany zapach. Nic się nie zmieniło. Ciągle zadbane i czyste pomieszczenia. Przybyło pare nowych dodatków by dodać elegancji wnętrzu. Była to pewnie sprawka jego mamy, która kocha urządzać pomieszania. Chodził i przyglądał się jakby był tutaj pierwszy raz. Długo i przestronny korytarz prowadzący w lewo gdzie znajdowały się pokoje. Po prawo wejście do pięknej kuchni, która dalej prowadziła do jadalni. Na wprost salon z białym pianinem i kominkiem, a po lewo przed pokojami znajdowała się łazienka i obok biuro ojca. Widział, że kobiety poszły do kuchni szykować obiad, Jaxon nakrywał z ojcem do stołu, więc on postanowił pójść do swojego pokoju. Może są jakieś rzeczy, które zostawił.

Pokój stał tak jak go zostawił, tylko łóżko było zaścielone. Przypomniał mu się dzień jak pod wpływem emocji wrzucał ciuchy do torby a matka z płaczem próbowała go powstrzymać. Chciał już to zrobić widząc rozbitą kobietę, ale nie mógł. Nie chciał żyć z tym facetem pod jednym dachem. Poza tym wyraził się jasno "wynoś się".

Wciąż leżały jego ulubione płyty i wisiał ukochany kij do hokeja. Kij, którym zawsze grał. Którym wygrał każdy mecz. Tęsknił za tym, tym bardziej widząc dziś grającego brata. Przypominały mu się dawne lata, gdy próbował nauczyć Jazzy grać lub dobrze poruszać się na łyżwach. Była w tym beznadziejna i dobrze o tym widziała, ale lubiła spędzać czas z bratem i denerwować go, gdy jej nawet za tysięcznym razem nie wychodziło.

- Zawsze byłaś w tym kiepska.- zaśmiał się trzymając kij.

Odłożył go starannie na miejsce i postawił wyjść z pokoju. Szedł korytarzem, ale coś go skusiło by wejść do pokoju przy pierwszych drzwiach. Złapał za klamkę i wszedł do środka.
Poczuł chłód. Wiatr wiał przez otwarte okno. Serce zabiło mu szybciej widząc na ścianie ich zdjęcia w ramkach. Byli tacy szczęśliwi. Każdy zawsze mówił, że są idealną rodziną. W końcu to się zmieniło. Daleko im do ideału. Otworzył szafę, w krytej wciąż wisiały jej ciuchy. W powierzy unosił się zapach, z którym ją kojarzył. Słodki, kwiatkowy, dziewczęcy.
Usiadł na łóżku i trzymał ramkę ze zdjęciem, na którym był on z siostrą i bratem. Powstrzymywał łzy. Nie wiedział ile czasu tak siedział, ale podniósł głowę, gdy ktoś wszedł do pokoju i usiadł obok niego patrząc na fotografię.

- Pamiętam ten dzień. Byliście tacy szczęśliwi-odezwał się mężczyzna.- To były dobre wakacje.- oznajmił ma to syn mu przytaknął.

Nie spodziewał się, że tutaj wejdzie i po prostu zacznie do niego mówić.

- Dużo się tamtego dnia zmieniło.

- Po co przyszedłeś?- został chłopak.

- Chciałem pogadać.- zaczął.

- Nagle po trzech latach chcesz gadać? Zebrało ci się na wspomnienia czy chcesz wywołać u mnie poczucie winy?- przerwał mu zły i wstał odkładając zdjęcie na szafkę nocną.- Jeśli tak to powiem ci, że swoje już wycierpiałem i nie mam zamiaru znowu słuchać jak mnie obarczasz i szukasz winy we mnie.

- Przestań.- odezwał się ojciec.

- Co mam przestać? W końcu zacząłem układać sobie życie, zapomnieć o tym co było kiedyś, więc daruj sobie zbędne komentarze. Wiem, że źle zrobiłem, ale ty też!- wskazał placem na ojca.- Zabroniłeś mamie spotkać się z własnym synem! Ale wiesz co? Ona i tak to robiła.- prychnął.- Bo ona ma uczucia!

- Wiem, że się z tobą widywała- oparł w końcu.- I wiem, że wysyła ci pieniądze.- wciąż mówił spokojnie.

Chłopak zmarszczył brwi.

- Co?- zrobił krok do przodu.- Oddam je wszystkie, mówiłem, że ich nie potrzebuje.

- Nie musisz oddawać, należały ci się-oznajmił.- Wiem, że się z tobą spotykała bo znam ją. I wiem, że nie zostawiłaby cie nawet, jeśli ty byś tego chciał. Taka już jest. Nie to co ja... Jestem wybuchowy, mam ciężki charakter i ty też. Po tamtym zdarzeniu nie mieliśmy zbyt dobrych kontaktów i niestety powiedziałem któregoś dnia pare słów za dużo. Ale chce żebyś wiedział Justin- wstał i stanął na przeciwko syna.- Że naprawdę mi przykro i cie przepraszam. Nie miałem prawa cie obwiniać. To ty się zajmowałeś rodziną, gdy ja byłem w rozsypce. Dziękuje za to i nigdy nie chciałem cie wyrzucić z domu. Powiedziałem to pod wpływem złości i nie spodziewałem się, że to zrobisz. Nie raz miałem zadzwonić, ale nie chciałem się przyznać do porażki i wiem, że Jazzy mnie pewnie za to nienawidzi.- westchnął głośno.

- Nie mów tak.- przerwał.

Nie spodziewał się takich słów od ojca.

- Kocham cie synu i to nigdy się nie zmieniło. Dużo powinienem w sobie zmienić, wiem o tym ale czasu nie cofnę. Brakuje mi naszych wspólnych chwil.- głos mu się załamał.- Justin, przepraszam za wszystkie złe rzeczy, które wypowiedziałem i zrobiłem. Byłem idiotą, nie zachowałem się jak ojciec. Chciałbym to zmienić.- łza spłynęła po jego policzku, ale szybko ją starł.

Justin nie wiedząc czemu przytulił tatę i zacisnął powieki by łzy nie opuściły jego oczu. Czuł, że kamień spał mu z serca tak samo jak jego ojcu. Przez tyle lat trzymali to w sobie aż wreszcie byli na tyle odważni by to powiedzieć.
Poczuł obecność trzeciej osoby w pocieszeniu i wiedział, że drzwi wcale się nie otwierały.
Wiedział, że tutaj teraz jest i, że jest szczęśliwa widząc ich znowu razem.

Gdy weszli do jadalni rozmawiając ze sobą wszystkim opadły szczęki. Pattie z wrażenia prawie upuściła miskę z jedzeniem a Lily ucieszyła się w duchu, że jej plan jednak wypalił. Co nie zmienia faktu, że była zła na Justin'a.

- Jemy?- zapytał tata.- Jestem cholernie głodny.- przyznał na co zawtórował mu Jaxon.

- Ja też! Halo po meczu nic nie jadłem.- jęknął.

- Dobrze już, siadamy.- pogoniła mama.

Wszyscy usiedli. Justin zajął miejsce obok Lily i położył jej rękę na kolanie pod stołem. Zbliżył się do jej ucha i szepnął:

- Przepraszam.- pocałował ją za uchem.

Lily lekko się uśmiechnęła w jego stronę, ale wiedziała że i tak będą jeszcze później o tym rozmawiać.

Obiad przebiegł w siwerniak atmosferze. Rozmawiali, głośno się śmiali. Justin rozmawiał z ojcem jak za dawnych dobrych lat. Dziewczyna zdążyła poznać tatę swojego mężczyzny już dość dobrze. Okazało się, że jest bardzo wygadany i zabawny. Opowiadał o tym jak dzieciaki byli mali i jak poznał się ze swoją żoną. Pytał jak się czuje i czy jej stan zdrowia już jest lepszy. Lily nie wstydziła się o tym mówić i szczerze czuła się z tym komfortowo.
Rozmawiali nawet trochę o Jazzy. O tym, że krzesło na przeciwko Justin'a od kiedy jej nie ma zawsze stoi puste i nikt na nim nie siada bo czują, że ona jest zawsze z nimi. Lily widziała zdjęcia dziewczyny. Była piękna. Brązowe włosy za ramiona, jasne oczy i piękny uśmiech. Widać, że była dziewczyną pełną energii. Patrząc na samo zdjęcie widziała siebie.

- Naprawdę musicie już iść?- pytał smutny Jaxon.

- Tak, ale wrócimy.- odparł brat.

Nie wiedzieli kiedy to zleciało a było już po dziewiętnastej. Od rana nie ma ich w szpitalu.

- Mam taką nadzieje.- odparł brat.

Wszyscy zaczęli się ze sobą żegnać i dziękować Pattie za pyszne jedzenie.

- Dziękuje ci za to-Jeremy objął Lily.- Justin nie jest na ciebie zły, po prostu to były emocje. Sam tak zareagowałem- pogłaskał ją po plecach.- Stał się inny, bardzo dojrzał. Wiem, że to dzięki tobie.- mówił tak by tylko ona go słyszała.

- Po prostu zrozumiał pewne sprawy.- uśmiechnęła się lekko.

- Pomogłaś mu w tym, dziękuje. Lepiej żeby trzymał cie przy sobie.- puścił jej oczko i jeszcze raz uściskał.

Wsiedli do samochodu i znowu jechali w ciszy. Nie była ona już tak niezręczna jak poprzednia, ale i tak tylko radio grało. Droga zajęła im dwadzieścia minut i, gdy zatrzymali się pod szpitalem chłopak odwrócił się w jej stronę.

- Lily chce przeprosić, nie powinienem podnosić na ciebie głosu.- westchnął.

- No nie powinieneś.- przytaknęła odwracając swój wzrok od szyby.

- Myślałem, że to nic nie da. Nawet, jeśli się z nim spotkam. Byłem pewien, że zacznie się drzeć i wyganiać, ale on mnie przeprosił wiesz? I gdyby nie to co zrobiłaś nie wiem czy któryś z nas byłby z stanie się spotkać by porozmawiać. Dziękuje ci i wiedz, że naprawdę mi przykro.- złapał jej dłoń.

- Justin chodzi mi o to, że też chce być dla ciebie jakimś wsparciem. Chce ci pomagać tak jak ty mi. Nie zamykaj się przede mną, gdy chodzi o ciebie i twoje życie. Nawet nie wiesz jak trudne było zdobycie numeru do twojej mamy.- westchnęła głośno.

- Skąd go ukradłaś?- zapytał rozbawiony.

- No jak to skąd? Z twoich dokumentów, musiałam się zakradać do pokoju. Myślałam, że serce mi zaraz wyskoczy.- oburzyła się.

- Nie wiedziałem, że moja dziewczyna to taka ryzykantka- zbliżył się do niej i pocałował w policzek.- Podoba mi się.- a teraz w szyje.

- To nie jest zabawne.- zaśmiała się i w końcu pocałowała jego usta.

- Cały dzień na to czekałem.

1 komentarz: